Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

— Dajcie mi słowo, że obraz malować będziecie... rzekł stary — bądź co bądź. Beppo się wahał.
— Maluj obraz dla idei i dla Polski — kończył stary — powinieneś! A teraz powiem ci, że nabywca przyszły idealnym nie jest. Sztuki on nie rozumie wiele, ojczyznę kocha po swojemu, dla tego może, iż ojcowie jego za mało ją kochali — ale ma pałace, ściany i fantazje pańskie. Chce, by czasem powiedziano i napisano, że sztukę rodzimą podtrzymuje, że pieniędzy używa na cele wyższe, że nie zawsze je, pije i gra na bursie. Obraz będzie miał pomieszczenie piękne, zachowa się dla potomności, a ponieważ udało mi się wyrobić że go kupuje ów mecenas, będzie nawet dobrze zapłaconym.... O cóż idzie!
— A! ojcze! o to idzie co ty światu apostołujesz daremnie! o miłość! Na zimnej on zawiśnie ścianie... i zimne oczy spojrzą nań szydersko....
— Cicho — cicho! szepnął Tatko — idzie o to, by dzieło istniało i zostało zrealizowane, to są rodzicielskie kaprysy ojca rozmiłowanego w dziecięciu, co się jeszcze nie narodziło. — Obraz zapłacony grubo będzie szanowany, a gdziekolwiek zawiśnie myśl swoją poniesie z sobą i on ją apostołować będzie. Zatém weź trzysta skudów zadatku, które ci jutro dam i nie kapryś.
Ale — rzekł wstając staruszek — daj mi słowo wprzódy.
— Jakie? na co? zapytał Beppo.
— Że Wacek twój ci pieniędzy nie wyssie; psujesz go, rozleniwieje do reszty. — Tobie ten grosz po-