Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

duszne są płodne... ale jak skwary egipskie tylko ziemię żyzną a soków pełną okrywają palmami i kłosami — pustynię palą i niszczą. Nie bądź pustynią, bądź oazą — niech ci boleść wystrzeli kwiatem i owocem... niech cię nie wygorze na popiół....
Błogosławię cię i dzieło twoje... Bóg z tobą!!
To mówiąc starzec wyszedł... na duszy Beppa zrobiło się lżej i spojrzał weseléj....
— Stworzę arcydzieło — rzekł — a potém umrę....


I był znowu wieczór ozłocony takiemi pomarańczowemi promieniami słońca... a niebo czyste, jasne... jak wielka bania lazurowa roztaczało się po nad ziemią... rzekłbyś że w niém powietrze stężało i zeszkliło się.... Na tle tém przezroczystém wszystkie przedmioty ostro odcięte rysowały się z tą wyrazistością, która południowym i wschodu krajobrazom tak odrębny nadaje charakter. — Cisza wieczora coś martwego wlewała w linije te nielitościwie czyste, poodcinane, rysujące się do zbytku wyraźnie aż do najgłębszych planów obrazu.... Całość nie zlewała się w tę mglistą jednią północy, która skupia i łączy przedmioty — każde drzewo, dom, mur, kamień, aż do pasm gór na horyzoncie, stały odrębnie, osierocono, przy sobie, nie z sobą i jakby pokłócone na wieki. Nielitościwa jasność linij i kontrasty kolorytu czyniły smutnym widok z Appijskiej drogi na oddaloną