Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

— Tak, w naturze jednak ducha i człowieka — odezwał się Staś — jest wdzieranie się w przyszłość. Zwierzęta nie mają jej — czasem instynkt je jakiś przeraża, przeczucie niepokoi, ale w ogóle swobodne są, bo nie widzą nic nad chwilę teraźniejszą. — My stworzeni na obraz Boży, odziedziczyliśmy z duchem pragnienie widzenia przyszłości.... Smutne dziedzictwo, które tylko wiara głęboka ukoić może.... Wszystkie umysły potężniejsze są poważne i tęsknoty pełne.
— A! tak! odpowiedziała Cesia — i ta tęsknota ma swój urok także....
Szli tak rozmawiając, Staś pogrążony był w sobie, niekiedy zrywał się do dłuższego wykrzyku, potém milczał uparcie i zdawał się nie słyszeć nic, nic nie widzieć. — Cesia nie mogła nim owładnąć i sama wreście posmutniała, czując jak jej był obcym. Tak przeszli część drogi pieszo. Hrabina zaprosiła do siebie, Stanisław milcząco przyjął zaproszenie.
Ale tu — przybywszy siadł na podaném krześle i osłupiały pozostał... przerażając kobiety tym stanem chorobliwym, z którego napróżno go wywieść chciano. Machinalnie przewracał książki leżące na stole, potém zapatrywał się w ścianę, wzdychał, a zarzucony pytaniami, odpowiadał półsłowy lub zdawał się nie rozumieć i nie słyszeć.
Trwało to dosyć długo, hrabina zaczynała się niepokoić, Cesia miała łzy na oczach, Stanisław siedział ciągle. Przyjął herbatę, której skosztował, otworzył książkę i jakby nie wiedział nawet gdzie się znajduje... siedział wzdychając a milcząc. Niekiedy wsta-