Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

wał z krzesła, przechadzał się gwałtownie nie mówiąc nic do nikogo i siadał znowu zamyślony. Strach poczynał ogarniać te panie, które nieledwie posądzały go o obłąkanie.
Hrabina wyprowadziła Cesię do drugiego pokoju.
— Ty masz trochę więcej łaski u niego, przemów-że, opamiętaj go, on zupełnie jest nieprzytomny... ja się zaczynam lękać — to wygląda na obłąkanie; możeby posłać po którego z przyjaciół, ze znajomych. — To stan nienaturalny.
Ze łzami w oczach ale mocném postanowieniem przerwania w jakikolwiekbądź sposób tej kryzys... panna Celina weszła i stanęła przed nim.
— Pan jesteś chory — zapytała ośmielając się — co panu jest?
— Mnie? nic! ale nic....
Podniósł głowę, potarł czoło....
— Gdzie to my jesteśmy? zapytał.
— Więc pan nie wiesz nawet, że jesteś u nas i że od godziny przestraszasz nas milczeniem ponurém?
— A! przepraszam — rzekł budząc się i wstając Stanisław — przepraszam — sam to czuję, jestem nieznośny... potrzeba odejść? nieprawdaż....
— Nie, zostań pan — zawołała Celina, ale staraj się owładnąć sobą i smutkiem....
Staś się uśmiechnął.
— Pani jesteś bardzo, bardzo łaskawą dla mnie... a ja rzeczywiście nieznośny.... to prawda! nie władnę sobą... a więc pani władaj mną. Co mam robić?