Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

— Bo to proszę pana kochanego, dodała naiwnie, mało który z tych poetów nie kończy na fiksacji... sama poezja już, proszę pana — je vous donne ma parole, jest rodzajem lekkiego obłąkania. Ci ludzie nigdy po ziemi nie chodzą, zawsze w obłokach — z niemi potrzeba być ostrożnie, najmniejsza rzecz i równowaga stracona.
Tatko wysłuchawszy wszystkiego spokojnie, wszedł.
— Bądźcie państwo pewni, rzekł, że ja go skutecznie wyleczę....
Jeszcze brzmiał mazurek Chopina a Staś ze łzawemi słuchał go oczyma, gdy stary zbliżywszy się doń ścisnął jego rękę. Poeta się obejrzał milczący.
— Jak to brzmi serdecznie dla nas, rzekł powoli Tatko, podsuwając się ku niemu. Prosta piosenka wieśniacza — ale do niej poczepiane lecą wspomnienia kraju... i ona wszystko wypowiada niechcący.... Śliczny ten tęskny mazurek Chopina.... Śpiewał go lud przed chrzestem Mieczysława, na pobojowiskach Bolesławowskich, patrząc na przeciągające hufce zwycięzkie w żelaza okute... przeżył wieki, pokolenia, tysiące młodości, miłości tysiące a taki świeży i rzewny. Czuć że go nie stworzył człowiek ale naród, a Chopin podsłuchał co lasy gwarzyły echem odwiecznem. Śliczny mazurek... jak piękna ta Polska nasza?
A po przestanku dodał Tatko.
— Tyś chory Stasiu? ja myślę że tobie tęskno za krajem? nie prawdaż? uciekłeś żeby nie widzieć męczeństwa, a teraz ci do łez i niedoli serce się wyrywa...