Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/209

Ta strona została skorygowana.

I — słuchaj no — ten Rzym to katakumba, w której żyć nam nie zdrowo Pomodlićsię w nim trzeba raz i uciekać. Sami nie wiemy, jak tu tęskniemy boleśnie i jak się tu pod wpływem powietrza przerabiamy na dziwne istoty. — Czujemy tylko, że nam źle. — Tyś chory Stasiu?
— Ja? odpowiedział poeta — a! nie wiem.
— Tak! ty nie wiesz, ale to widać na tobie. — Nam zdrowo żyć tylko tam, gdzie brzmi nuta swoja i powietrze, które piersi chwytać nawykły od dzieciństwa. — Ty byś w kraju wyzdrowiał.... Z nas każdy zwichnie się długą tułaczką.... Rodzą się uczucia, pragnienia, myśli niedobre.
— A! ale te Włochy i ten Rzym tak są cudne.
— Przypomnij owo widzenie senne Dantego w Czyścu....
piękności, na które patrzeć nie każde oko ma siłę... w słońce orły tylko mogą spojrzeć, w Rzym ci, co wzlecieli nad ziemię.
Słabsi ślepną.
— Tak, jam za słaby może! szepnął Staś wzdychając.
— Za młody — rzekł Tatko.
W tej chwili już widać było że Staś oprzytomniał, twarz mu zbladła, oko przygasło.
— Gdybyśmy się przeszli? zapytał stary... poprowadziłbym cię na powietrze i pomówilibyśmy o wielu zajmujących rzeczach, o których tu ja mówić nie chcę. Wierz mi — ta rozmowa ci nie zaszkodzi?
— Nie zaszkodzi ale i nie pomoże, odpowiedział