Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

dla wszystkich tajemnicą. — Zaraz po pułkowniku poczęły przybywać panie.
Naprzód w atłasach i koronkach dostojna dama, pięknej tuszy, średniego wieku, cudownie zakonserwowana i pachnąca, potem dwie blade panny; jedna panna nie młoda i nie ładna, ale nadzwyczaj strojna i utalentowana; średniego wieku dwie mężatki bez mężów, jedna już nie młoda jejmość bardzo pobożna z kuzynem, kawalerem papieskich orderów... na ostatek podstarzała dobrze a żwawa i gadatliwa niepozornie ubrana osoba, której stan trudno było rozpoznać na pierwszy rzut oka. Mogła być zarówno panną, mężatką lub wdową. Ta przyszła z czarno ubranym, długim, pergaminowej twarzy duchownym, niezmiernie grzecznym...
Towarzystwo zdawało się być już w pełnym komplecie i gospodarze rozsadzać je zaczęli.
Chociaż ziomkowie a rodacy owi z tak różnych kół i sfer pochodzący a wykstałceniem też różni, pojęciami sprzeczni byli i nie wszyscy się znali osobiście, za granicą wszakże wiele może sam dźwięk mowy macierzystej i potroszę wiążą się, choć słabemi nićmi dodniowemi, jakie takie stosunki. Więc też i tu ci co na się patrzali koso już gdzieś do siebie słowo przemówili w muzeach, — albo się spotykali w kościele, lub znali się z powierzchowności. Dla wielu ta znajomość była wprawdzie tylko jednym ze środków, do lepszego i pilniejszego wymijania się wzajemnego. Dla tak zwanych pasportowych, samo zetknięcie z wychodźcami straszne. Marzą naprzód, że policja moskiewska