Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

się kąpią w przerębli, są inni, co rozkoszują się we wrzątku.... Wśród tego harmonijnego chóru wesołości powszechnej, bez oznajmienia, nie oczekiwany w progu, zjawia się z szarym kapeluszem obwiedzionym krepą... i staje milczący, szydersko się nam przypatrując Stach poeta. Pani domu, w której się kochał zapamiętale, a którą zanudził śmiertelnie... pobladła widząc tego turbatora... — wszyscy zamilkli, chłód nas obwiał. Pan Stanisław z ironicznym, szatańskim śmieszkiem postąpił krok ku gospodyni, która drżącą podawała mu rękę. Nie wziął jej, skłonił się tylko głową bardzo nizko, wskazanego krzesła nie przyjął, ręce w tył założył — stoi... patrzy. Wszyscy milczą... on także.
— Słyszałem z przedpokoju wesołe uśmiechy i rozmowę, rzekł w końcu Stanisław... miałżebym być tak nieznośnym natrętem... czy...
Gospodyni okazała małe zniecierpliwienie, rumieniec po bladości wystąpił jej na twarz.
— To mnie pociesza — rzekł Staś, że ostatni podobno raz pani przerywam miłą zabawę....
— Ostatni? podchwyciła pani Eliza, z pewnym wyrazem jakby grzecznością tłumionej pociechy — ostatni?
— Tak jest — bom przyszedł panią pożegnać!
I znowu owém przesadném skłonieniem głowy zdawał się illustrować słowo pożegnaniia...
— Pan wyjeżdża?
— Tak, powietrze Rzymu jest niezdrowe.