Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

pustka niż na mogiłach... Najcudniejszy krajobraz bez tego słowa życia, którém jest człowiek, przeraża czémś trupiem, jakby nieobudzoném do żywota.
Im więcej pokoleń przeszło po ziemi i zasypało ją grobami piętrzącemi się jedne na drugich, tém większy urok ma ta rola dziejowa... której spodnie warstwy nieczytelnemi już dla nas zapisane są głoskami. Dla tego ów Rzym stary, gdzie się odegrywał dramat historji — gdzie każdy kamień zżył się z ludźmi, gdzie prochy mówią i gdzie gruz jest relikwją, gdzie stopę stawiąc, drży człowiek aby nie sprofanował zgruchotanego ołtarza ofiarnego i nie podeptał pamiątki, Rzym ten stary przyciąga, wiąże, smuci, ale się kochać każe. Nam szczególniej dzieciom bez matki, ta kolebka cywilizacji i wiary jest drogą, jakby drugą ojczyzną.
Beppo się już był wybrał w drogę, ale oprócz nawyknienia do immondezajów rzymskich, nie mógł rzucić tego balkonu, zkąd nań niegdyś błogosławieństwa oczu niewieścich spadały i tych miejsc, po których posiał marzenia, a potém — tęskno mu się jeszcze robiło po posągach w Pio Clementino, po Transfiguracji i Madonnie Folińskiéj, po Sykstyńskich nadewszystko stropach.
— Po cóż mam jechać umierać gdzieindziej, gdy tu tak słodko dożyć sobie godziny wyzwolenia z marzeniem artystyczném w ręku?? Gdy do wielkiego obrazu szukać będę wzoru, znajdę go w Rafaelowskiej dyspucie.
Rzekł i usiadł znowu na starém wybitém krześle,