Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

czniemy w trumnie....
To mówiąc zakręcił się — powąchał kwiatków w oknie stojących, pocałował starego w ramie i chciał odejść.
— Mój Stasiczku — na Boga miłego — nie rwij się ty tak.... Napisz z tych dwudziestu poematów choć jednego pieśń całą i przynieś mi....
Staś począł szukać po kieszeniach.
— Czekaj, rzekł — mam czéry wiersze Chrobrego... czekaj.... Pieśń pierwsza, stary król u grobu świętego Wojciecha rozmawia z jego duchem.... Ale nie — przepraszam, podarłem... a teraz muszę pożegnać, bo mi pilno... nader pilno, mam myśl... nie mogę powiedzieć... żegnam.
I wybiegł.
Po wyjściu jego Tatko siedział godzinę w krześle rozmarzony... niemogąc przyjść do siebie.
Zdało się, że tych dwu rozpoczęło procesję do klasztoru, tak teraz goście szli jeden po drugim.
Nadzwyczajném zdziwieniem dla Tatka były odwiedziny hrabianki Doroty. Dowiedziewszy się o słabości, którą rozgłoszono w mieście, spieszyła ona z najlepszą intencją skorzystania z niej dla zbawienia duszy nieboraka; pragnąc go nawrócić in articulo mortis.
Gdy weszła blada, a stary postrzegł ją na progu, przeląkł się jej prawie. — Usta miała zesznurowane, książkę i różaniec w ręku.... Zawahała się nieco w progu....
— Wszakże nie będę natrętną? spytała głosem