Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

wać? We Włoszech tak umierać nie wolno — żadne bractwo nie pójdzie za trumną nie wyspowiadanego.
— Traf szczęśliwy chciał — odezwał się cicho Beppo — wiem to od Ojca Pawła, że zrana stary spowiadał się i na śmierć był przygotowany, jakby się jej spodziewał.
— Ale kodyny! preti! — zawrzał malarz — ho! ho! zobaczycie! nie miał szczęścia być ich ulubieńcem — ci mu figla spłatają!
— Myślicież że go to zaboli! — odparł Beppo — jest on tam dziś, zkąd na te nasze dziecinne igraszki patrzy się z politowaniem!! Przyjaciele pójdą za trumną... a zresztą Bóg wielki!
— Z pewnością lepszy od tych wizerunków nie patentowanych — ozwał się Staś ruszając ramionami, które tu za Boże obrazy sprzedają.
Nie żal mi poczciwego starca, ale żal tych co zostali... i igrać będą z jego zwłokami.
— Ale tego nie będzie — nie może być — odparł Beppo, i dziś nie czas przewidywać co się nie stało.... Milczmy... a płaczmy po nienagrodzonej stracie....
Gwarzyli tak długo....
Już prawie nadedniem było, gdy Beppo ostatnim wyszedłszy z kawiarni powlókł się do swojego mieszkania.... Na trójnogu rozpięty karton... w mroku szarzał szerokiemi linjnmi tej kompozycij, której myśl poddał mu był nieboszczyk.
Nierozbierając się, siadł naprzeciw rysunku swojego Czarny, wpatrzył się weń i zapłakał.
Głos jakiś wewnętrzny mówił mu. —