wiek... i wziąwszy klucze poszedł czytać przy trumnie modlitwy....
Fafcio pociągnął się za nim i oba tak płacząc, przemodlili się do dnia.
Na pogrzeb zebrało się luda wiele... pociągnął milczący ulicami Rzymu z przyjaciółmi, z kupką ludzi, którzy bratu, jednej ziemi dziecięciu chcieli oddać po dawnemu, to co się u nas zwało ostatnią posługą.... Grób nie murowany, wilgotne łono ziemi matki czekało na staruszka.... W prawo i w lewo leżeli — wygnańcy tej samej Polski synowie, pod skromnemi krzyżykami ubogich....
O. Paweł wyszedł na wyrzucony usyp żółty i chciał rzuciwszy garść rodzinnej ziemi na trumnę przemówić, rozpłakał się, czekał aż łzy przejdą i ukląkł milcząco, bo odezwać się nie mógł. — Staś podszedł do grobu, rzucił nań piasku troszkę i rzekł głośno:
— Kochajmy się — Requiescat in pace.
Po tej krótkiej mowie pogrzebowej poczęli grabarze zasypować dół, co przyjął zwłoki a goście uciekać ze cmentarza... kto żyw wracał do miasta, by o umarłym zapomnieć, Czarny tylko, Staś, O. Paweł i Fafcio zostali.
Śliczny wieczór pogodny przyświecał żałobnemu obchodowi i nagiej ziemi cmentarnej.... Staś siadł przy krzyżu jakimś i zasiedział się niechcąc odchodzić. — Zdala patrzał na Rzym, na kościół, na tą świeżą, żółtą, niedosypaną mogiłę i dumał.
— Ja mu tu kwiatki posadzę... rzekł Fafcio stojąc ze zwieszonemi rękami.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/270
Ta strona została skorygowana.