Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

— Ja chciałem krzyż postawić, odezwał się poeta — a na krzyżu napisać: Tatko, a pod krzyżem: Kochajcie się!... Ale... któż wie, z kwiatami lepiej mu będzie....
— To tak! krzyż w głowach — rzekł Fafcio — żeby choć znak był po człowieku... a na mogile... kwiatki. — Pokiwał głową.
— Tylko co to tu sadzić kwiaty! — dodał — słończysko to gorejące wypali zaraz... nie tak jak u nas co błogosławione żywi. — Marmur to ono wyzłaca, a kwiaty popieleją. Stary nasz tak lubił drzewa i kwiaty.... Posadziłbym mu czarny cyprys, ale to... to... do kominiarza podobne... szepnął Fafcio, łzy ocierając... a brzoza się tu nie ostoi.... E! e! gdyby nie wyraźna wola, przewiózłbym go ja do naszej kaplicy....
Nareście porozchodzili się wsyscy.... Staś przecież pozostał... a Beppo niechcąc go samego rzucić, pilnował na uboczu.... Grabarze wziąwszy buona mancia od poety, zarzucili łopaty na ramiona i kroczyli powoli ku bramie, oglądając się na upartego.... Gospodarz tej roli umarłych, klucznik wreście zobaczywszy zamyślonego dziwaka, podjął się mu wytłumaczyć, że na cmentarzu nocować nie wolno. Zmuszony Staś porwał się nagle i szybkim krokiem przeprowadzony do furty... wybiegł.... Beppo szedł za nim, kaszel go zdradził. — Podali sobie dłonie.
— Wszędzie niewola — rzekł poeta — na mo-