Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/282

Ta strona została skorygowana.

Krzyk wyrwał się z piersi Czarnego, który omdlał.... Pola stojąca pode drzwiami nadbiegła....
— A! pani! — zawołała zmieszana — ja go ratować chciałam... a to może stan jego pogorszyć... jemu każde szkodzi wzruszenie — uspokój go pani.... Matka pobieży po doktora... a Mariuccia....
Mariuccia była małą, brudną, rozczochraną dzieweczką, która obiecywała być bardzo ładną, ale była najstraszniejszym włoskim kopciuszkiem, jakiego tylko sobie wyobrazić można.
Mariuccię posłano po wodę....
Beppo z trudnością przychodził do siebie, krew mu płynęła z ust, starał się z tém utaić, na próżno. Na widok jej Celina zbladła... czytała w niej wyrok śmierci.
Z mocném postanowieniem naprawienia tego zła, jakie nieopatrznością swą zrządziła, pobiegła do stolika pisać do matki....
Z gorączkowym pośpiechem nakreśliła wyrazy:
— „Matko droga!... Jestem u Beppa... Beppo chory umiera.... Kochałam go, kocham, przyrzekłam mu dawno być jego lub niczyją. Jako narzeczona zostaję przy nim.... Niech się co chce dzieje niech ludzie mówią co chcą.... Nie czekajcie na mnie... mój dom tam gdzie on... moje miejsce przy jego boku...“
Z tą karteczką wyszła dając paola Mariuccij, aby go zaniosła na Sistinę... dziewczynka jak koza zerwała się i poleciała....