Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

Chcieliśmy stanąć w Saskim, ale miejsca nie było, a tu jesteśmy bliżej cioci mojej....
Staś jest tu także — zobaczysz go, uprzedzać nie chcę, powiadam tylko, zobaczysz. Il est toqué, nic nie pomoże.... Zdaje się przy zdrowych zmysłach kilka godzin, potém — potém — paf! poleciał i ani dogonić. Muzyka, poezja, obrazy, filozofija składa się w nim na patetyczny bigos, przeplatany śmiechem, szyderstwy — najdziwaczniejszy w świecie, ale razem najsmutniejszy.
Jak chodził po Rzymie, tak teraz po Dreznie, zawsze porozpinany, bez chustki od nosa, z jedną podartą rękawiczką, — niewiedząc czy jadł obiad, niepamiętając gdzie stoi.... Zaproszony na pierwszą po południu stawi się o szóstej, dobija się do kościoła w nocy, prawi niegrzeczności w przekonaniu że mówi słodycze i t. d.
Najśmieszniejsza rzecz, że ona dawna jego miłość, która się wielce przyczyniła do rozwinięcia choroby mózgowej, przybyła tu także — i spotkanie... choc, był nieunikniony. Co dzień bywając w jednych salonach, trudno się nie zejść, niepodobna wiecznie się ignorować i nie mówić do siebie. Wiem to z dobrego źródła, że z początku p. Eliza była w takiej obawie, iż z Drezna uciekać myślała. Tym czasem nim do tego przyszło, — Staś się z nią zszedł u Cioci. — Wystaw sobie scenę, kobieta w śmiertelnym strachu — blednieje, — Staś najgrzeczniej w świecie wita ją jak mało znajomą osobę — zaczyna rozmowę,