Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

Artysta spojrzał na młodszą panienkę, trzymała kielich i nieśmiałe wejrzenie zwróciła na Czarnego... jakby prawie powiedzieć mu chciała, że daje pozwolenie kochania się...
Beppo drgnął, oczy mu błysnęły, ale nawykły milczeć, poskramiać się i taić — wyprężył zimno i sztywnie.
— Ale ja dla tego — ozwał się wśród powszechnego milczenia hr. Lutyński, — ja dla tego pozwolę sobie, w innej formie, po prostu powtórzyć zdrowie szanownego pułkownika...
Poprawił się natychmiast.
— Czcigodnego hrabiego!!
Kielichy się podniosły, — pułkownik wstał.
— Z duszy i serca dziękuję, rzekł — uczciliście mnie nad zasługę, bo takich jak ja ziemia nasza wydaje tysiące. Przyjmuję zdrowie to tylko jako odrobina tej całości, którą słabo i nieudolnie przedstawiam. — Ale składając wam dzięki, pozwólcie bym dopowiedział myśl Tatka... Dziś nie pić nam zdrowia ludzi, ale się ścisnąć, zewrzeć, skupić, podać sobie dłonie, przebaczyć urazy, zrzucić uprzedzenia... a podnieść oczy ku obrazowi tej, o której ja rzeknę, jak Chrystus o dzieweczce mając ją wskrzesić:
— „Tej, która nie umarła — ale śpi.“
Hr. Lutyński nie śmiał zaprotestować, ale zagryzł usta, skłonił głowę, panna spojrzała nań — tak się doskonale rozumieli!! Mama obawiając się zapewne komentarzów do toastu przyjętego gorąco z jednej