Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

paliwszy cygaro, pomaluteńku poszedł do swego pokoju zadumany...
— Śliczna ta Campanija, rzekł w duchu, przypomina mi ukraiński step — tylko — ja tamten wolę... ale nim co będzie — pójdę spać. — Stasia się nie doczekam... a Roman pociągnie na herbatę do hrabinej...
Jak Boga kocham Rzym nudny, bo jużciż choć pod Watykanem wista by zagrać można... nie grzech — ale niema z kim...!
To mówiąc, padł w fotel i powoli drzemać zaczął.


U hrabinej była potem herbata...
Mama z dwiema pannami mieszkała na Via Sistina, w doskonałem miejscu, koło Trinita del Monte, o dwa kroki po wschodach od Piazza di Spagna, niedaleko Monte Pincio, i samego środku żywego miasta.
Wiele bardzo powodów, sprowadziło tu niegdyś słynną z piękności panią i jej blade córki do wiecznego grodu. — Była niezmiernie pobożną, przytem potrzebowała tam być koniecznie, gdzie drudzy ludzie bywali; nareście w podróżach łatwo wiążą się dostojne znajomości, które blask rzucają na osoby, lubiące stać w świetle; a któż wie czy i córki nie wydałyby się za mąż?
Podróż była pielgrzymką, była poeziją, a po cichu małą rachubą. Młodsza panna Celina uczyła się malarstwa, do którego okazywała niepospolite zdolności, starsza Fanny, vulgo p. Franciszka, była wielce muzy-