Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

kalną, a wiadomo że Włochy są krajem kształcącym wielce talenta; matka potrzebowała wrażeń, które w jej wieku już się w kraju nie tak łatwo znajdują.
Po wschodach przeprowadzał do domu hr. Roman, zaproszony na herbatę i w drodze już zaczęła się rozmowa, w której matka, starsza siostra i cavaliere servente udział brali żywy.
— Prawdziwie, odezwała się hrabina, że w towarzystwie polskiem, rozminąć się nigdy nie można z jakąś śmiesznością.... Do czego to wszystko było podobne, kochany hrabio, ten toast, ta improwizacja i ta nieszczęsna polakerja!!
— My już z tego zdaje się nigdy nie wyjdziemy, odparł hrabia, Francuzi są szczęśliwsi, bo swój patrjotyzm ów śmieszny zabili, przezwawszy go chauvinismem, myśmy go napiętnowali polakerją i nic nie pomogło...
— A! ten stary Tatko! zaśmiała się panna Fanny... ten stary Tatko.!! to na teatrze pokazywać za biletami...
Hrabina westchnęła. —
— Uciekliśmy do Rzymu od tego naszego towarzystwa, w którym nas patrjotyzmami, składkami wymaganiami zamęczono.. ale.. i tu się obronić od nich niepodobna...
— Ja, dodał hrabia, — ja bym coś dał za to, żeby Polakiem nie być i wyrzec się narodowości, albo ją zamienić na lepszą jak R... i kilku innych... Decidement, rola Polaka na teraz jest nadto uciążliwa... Naprzód w oczach Europy jesteśmy śmie-