Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

pod dobrą inwokacyą zasługi... czegóżeście jak malkontenci i mruki, z pogardą czy niewiarą w siebie samych, siedzieli wobec tego towarzystwa milczący, nadąsani, chmurni, wydając twarzami i milczeniem, że nic z niem wspólnego mieć nie chcecie?
Jeśli komu, to nam kochać się, łączyć, wybaczać sobie winy i uprzedzenia potrzeba. Chcecie, aby to, co wy zowiecie arystokracyą, samo do was przyszło, a nie raczycie nawet na pół drogi zbliżyć się do niej?
Wiecie jak to wygląda? oto, że nie jesteście pewni siebie, że uznajecie wyższość tych arystokratów, a siebie macie za nieemancypowanych. Takiem milczeniem i dziczeniem się utrwalacie to, co społeczność dzieli. Czemu nie macie wesołego czoła, swobodnej myśli i słowa, odwagi wypowiedzenia prawdy i stania z uczuciem równości w obec tego świata??
Beppo ruszył ramionami... chciał usta otworzyć, Tatko mu przerwał.
— A ty bracie, rzekł, w dodatku oczyma popełniałeś nieustanne kradzieże, spoglądając cichaczem na pannę Celinę jak na owoc zakazany.
— Ja? podchwycił Beppo — ja?
— Ty! Nie broń się, ja ci tego za złe nie mam, zawołał Tatko — Boże uchowaj, kochaj, patrzaj, płacz, jęcz, maluj natchniony, czerp z tych oczów zapał i idee, tylko się nie taj z tem, bo ci to nieprzystoi. Rafael przecie z kardynalską siostrzenicą miał się żenić, gdy zeń piękna Fornarina resztę życia pocałunkami wyssała. Bądź tylko Rafaelem, a będzie ci wszystko wolno.
— Jużeś pan zburczał mojego towarzysza, odparł