Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

ogniste, ale czarny puszek młodości pokrywał teraz do zbytku wierszch jej ust różowych, a piękny owal twarzyczki, rozlał się także i przedłużył.... Tęskny uśmiech nosiła jeszcze z nawyknienia, ale się już sercem uśmiechnąć nie mogła. — Ci ludzie wszyscy instynktem poczuli w Czarnym ubogiego człowieka, swojego brata i pokochali go po bratersku. Z ciekawością przypatrywali się jego pracom, bo mu życzyli dobrze a obawiali się o przyszłość. Szczęściem Maria w pierwszych dniach spojrzawszy tylko na rozsypane rysunki młodego malarza, zapewniła, że mu na talencie nie zbywa.
Czarny przybył do Rzymu z tak małym zapasem grosza uciułanego pracą własną, iż długo się wahać musiał, czy nająć sobie pracownię. — Chciał w tym domu wziąć biedną tylko izdebkę na poddaszu, pókiby coś zarobić nie mógł. Ten zarobek zdawał mu się możliwym z daleka, z bliska okazał trudnym... W prawdzie mnóstwo cudzoziemców, i krajowców naszych Rzym odwiedza, ale jakże zagrodzony do nich przystęp! Potrzeba mieć już imie, aby ktoś do pracowni zawitał i szukał artysty, Anglicy, Amerykanie, Rossjanie; ci co mają pieniądze i chciwi są nabycia czegoś, szukają łatwiejszego nabytku po sklepach i handlach. Kilku spekulatorów w dniach głodu, kupuje za bezcen od młodzieży uczącej się, często najcennniejsze żywego natchnienia dzieła i niemi potem frymarczy. Te warunki tutejszego życia, łatwo mógł poznać Czarny, po kilku tygodniach pobytu w Rzymie i wieczorach spędzonych w Cafe Greco. Jadał kawałek mięsa u