Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

z dwoma bladymi pannami, a Cesia odgadnąwszy w nim Polaka, mimo przestróg matki, mimo pogardliwych minek siostry, zabrała z nim znajomość. — Cesia nie zrzekała się nigdy własnego sądu o ludziach i rzeczach. Miała zmysł do sztuki i talent, chciała malować i zapragnęła mieć nauczyciela po swej myśli.
Gdy powtórnie spotkawszy się z Czarnym zagadnęła go o lekciję, malarz grzecznie jej odpowiedział, że sam w Rzymie się uczy i nikomu ich nie daje. — Ta odmowa była może powodem, dla którego po walce upartej z Matką, panna Celina postanowiła brać koniecznie lekcije od tego, który ich dawać nie chciał. Czarny się opierał, wreszcie cierpliwej natarczywości niewieściej uledz musiał. — Panna Celina z siostrą przyszły do pracowni artysty... Pola widząc je kiwała głową i uśmiechała się dziwnie. — Lekcije żądane się rozpoczęły.
Mylił by się, ktoby sądził, że owa twarda natura wieśniacza, wdziękowi, uprzejmości, słodyczy niewieściego obcowania ująć się dała. Panna Celina była miłą, dowcipną, śmiałą, ale zalotną być nie umiała.
Rozumieli się wybornie z Czarnym, rozmawiali poufale, nie pokochali się wcale, przynajmniej w tem rozumieniu, w jakiem pospolicie miłość się bierze. Panna Celina badała człowieka i odsłaniała przed nim tajniki swej duszy, znajdowali się sympatycznymi wzajemnie, puszczali w rozmowy nieskończone, sprzeczali zażarcie, aby w końcu zgodzić się na jedno, ale pospolita gra miłostek powszednich zupełnie obcą im