Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

dziewczyny młodej, bogatej wysoko urodzonej w oczach świata okrywało go wstydem, spadlało, rzucało w ten pospolity tłum dorobkowiczów, którzy dla chleba przed niczem w świecie, nawet przed głosem sumienia cofnąć się nie chcą. Czarny był nadto uczciwym, aby upadł tak nizko, czuł że okryty wstydem w sobie poniżał ten lud ubogi, którego był dziecięciem wybraném. Nie mógł się oprzeć sercu, miłości, jedynemu życia urokowi, który mu się narzucał — ale postanowił wytrwać czysty i miłością płacąc, oprzeć się wszystkiemu co by Celinę nieodwołalnie doń przykuło. — O przełamanie tego postanowienia walczyło dziewczę właśnie.
Hrabina i Fanny zaczynały się już nieco nudzić w Rzymie; otrzymawszy posłuchanie w Watykanie i tyle poświęcanych różańców ile tylko zapragnęły, obejrzawszy kościół Ś. Piotra aż do kopuły, muzea, kościoły obszedłszy, zyskawszy odpustów ile tylko czas pozwolił — zwiedziwszy okolice... hrabina znajdowała pocichu i ostrożnie się z tego spowiadając, że Rzym nie był wcale zabawnym.
Uczucie religijne nie było jeszcze w niej tak rozwinięte, aby niem jednem żyć mogła; była gorliwą katoliczką, a po powrocie z Rzymu obiecywała sobie rolę tę odegrywać jeszcze świetniej — katolicyzm hrabinej jak wielu jej podobnych, był rzeczą formy, przyzwoitości, dobrego tonu, akcessoryjnym dodatkiem niezbędnym dla położenia towarzyskiego. — Zwiedzała bazyliki, zyskiwała odpusty nie roznamiętniając