Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

wnika. — Ze swoim smutkiem i rozmarzeniem przybył i Staś Leliwa; usiadł przy pannie Celinie, a że mówić nie miał z kim, powoli rozpoczął z nią pogadankę.
— Powiedz mi pani, odezwał się po chwili urywanej rozmowy — po co większa część tych ludzi, których tu widziemy, przyjeżdża do Rzymu? Ja — spragniony jestem poezij, pani kochasz sztukę... ale — reszta?
— Jadą może dla tego, że my jedziemy, że od kilkuset lat jeżdżą wszyscy, że Rzym widzieć potrzeba, że się spodziewają iż ten widok duszę im otworzy.... Chciałżebyś pan z widzenia cudownych miejsc uczynić przywilej wybranych?
— Tak jest pani — niepoświęcanych niepuszczano do świątyni — zawołał Leliwa w uniesieniu... co tu ślepi widzieć mogą, a głusi usłyszeć?
— Ale powtarzam panu, zawołała Cesia, spoglądając na pięknego smutnego chłopca, ślepym może blask oczy otworzyć, głuchym głos z nieba może uszy odemknąć.
— Pani wierzysz w cuda — odparł zamyślony Staś — tak! potrzeba w cuda wierzyć aby z nieznośnego życia nie umrzeć. — Tak, ale ja pani powiem jak się cuda dzieją. — Dawniej na drodze do Damaszku olśnęły blaski rycerza i ogniem ochrzczony stawał się chrześcianinem, dziś cale się to dzieje inaczej. Cud na duszy zamkniętej odbywa się jak na pączku od kwiatu, ogrzewa go słońce i z zielonej brzydkiej skorupki wychodzi purpurowy motyl....