Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

napędził towarzystwo hrabinej i ukazał się przerażonym oczom Fanny.
Położenie jej stawało się nie do zniesienia — nie była pewną czy ma pozostać przy pierwszej roli i stracić na zawsze Lutyńskiego, lub zmienić nagle nastrój, humor i zrazić poetę na wieki... ani jednego ani drugiego nie była pewną, a tu należało wybierać koniecznie, chwili nietracąc.
Przyszło jej na myśl, że może oddzielić się z hr. Romanem i matką a Cesi oddać poetę, nie rozczarowując go i przyszłości zostawując resztę.
Tak się stało, bardzo zręcznie wysunęła się ku nowo przybyłemu i powitała go uśmiechem. — Rola jaką z nim grała, była dla niej łatwiejszą i milszą.
— Ten poczciwy Staś — rzekł Roman pocichu — jest zupełnie pijany Rzymem, uważałaś to pani? czasem mówi nic do rzeczy....
— Czasem? podchwyciła Fanny uszczypliwie.
Rachuba na miłego wcale hrabiego Romana była przynajmniej przedwczesną, lubił on towarzystwo niewieście, szczebiotanie, żarty, śmiechy, dowcipy ale — o ożenieniu się — ani myślał!! Dowcip Fanny, zasady mamy podobały mu się wielce — za mało wszakże znał stan majątkowy, ażeby się na stanowczy krok ważył. Był z tego nowego rodzaju ludzi naszej epoki, co się zakochać nie mogą, bo się zawczasu uczyli anatomii.
Cesia i Stanisław doszli aż do Cecylii Metelli.... Tu już było cicho a pusto, a ruiny zameczku na prawo rzucały długie cienie na drogę, słońce było