własną trzeba było wypełniać i odgadywać, tu ono tak jasno, tak silnie przemawiało i w takiej formie uroczej!
Za przechadzającemi się szły powozy, u Cecylij Metelli wsiedli do nich, by zwolna wrócić do domu.
Panie pomieściły się milczące w jednym, Roman z poetą w drugim.
— Słuchaj, kochanku muz, spytał w drodze Lutyński, czy ty znasz tę rodzinę? wiesz co o niej? nie mógłbyś mnie objaśnić, kto oni? Imie uczciwe, ale stosunki?
— Ja się kontentuję tém co widzę i słyszę, rzekł Staś, nie wiem nic nad to co ty wiedzieć możesz....
— Przepraszam cię! niedyskretne pytanie — podoba ci się Cesia?
— Jest bardzo sympatyczna....
— I bardzo artystyczna — dodał Roman, źli ludzie mówią, że miała czy ma romansik z malarzem tym, który był na obiedzie.
— On wyjechał! rzekł zimno Staś.
— I romans wywiózł z sobą? uśmiechnął się Lutyński.
— O tém nie wiem.
— Mnie się dosyć podoba Fanny....
Stanisław zamilkł... spowiedź ta raziła go równie jak śmiech, poprosił żeby go wysadzono na Forum i poszedł sam pieszo powoli z myślami.
Cesia spodziewała go się na herbatę, a niedoczekawszy spytała hr. Romana.
— Cóż to pan zrobił z towarzyszem?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/88
Ta strona została skorygowana.