Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

— Uciekł mi wśród Forum rozmawiać z cieniami rzymskich bohaterów...
— I nie przyjdzie?
— Nie wiem.
Nie przyszedł w istocie. Panna Celina stała jakiś czas na balkonie zamyślona, a niedoczekawszy się poety, wymknęła pod pozorem bolu głowy z salonu.
Była w jakiejś z sobą rozterce niewytłomaczonej, bolesnej, kłóciła się z własném sercem i sumieniem, pytała, odpowiadała, łajała.
Sądziła, że ucieczka Beppa zrobi na niej boleśne wrażenie, zdziwiła się nieczując go i nadto żywo dawszy się rozerwać Stasiowi. Co gorsza, czuła się ku niemu pociągnioną, oczarowaną nim i wyrzucała sobie płochość. W porównaniu do Beppa ten Antinous z płomykiem jenjuszu na czole, wydawał się jej stokroć piękniejszym i bardziej miłości godnym. A przecież kochała tamtego biedaka z namaszczoném czołem, milczącego, znoszącego nędzę, walczącego o sławę, o idee, o wyrzeźbienie z siebie posągu, godnego stanąć na piedestale....
Głowa jej płonęła — chodziła po swym pokoiku, gdy do drzwi zapukano. Stanęła. Z za progu ozwał się znajomy głos Tatka, który nie śmiał wnijść a dowiadywał się z poufałością dobrej przyjaźni o zdrowie.
Cesia mu drzwi otwarła.
— Cóż to pani jest? zapytał wchodząc staruszek.
— Głowa mnie boli.
— Głowa? tylko głowa? uśmiechając się rzekł stary, spoglądając na nią z łagodną litością ojca....