Cesia wejrzała znowu na starca, chcąc się przekonać, czy nie miał intencij złośliwej mówiąc to, ale Tatko uśmiechnął się łagodnie.
— Biedne dzieci! dodał jakby zapominając się — biedne dzieci! Prawo Boże kochać się każe, prawo ludzkie broni... serce się wyrywa i trzymać je potrzeba, bo potem rozkrwawione boli na żywot cały.
Dobrze się stało co się stało, dodał głośno, jestem przekonany, że Czarnemu głowa się trochę zawróciła niepotrzebnie. Dla pani i dla niego to daleko lepiej, że się nieco przejedzie, a potem powróci trzeźwiejszy... nim państwo wyjedziecie do Florencji i pan Stanisław za wami. — Dobranoc....
Ruszył ramionami.
Cesia myślała się tłumaczyć, ale staruszek wyszedł nie czekając... padła na krzesło i zapłakała rzewnie. W tej chwili nie wiedziała spełna kogo kochała, — a lękała się poczwarnej miłości dla obu. Była bardzo nieszczęśliwą.
Staś Leliwa był poetą nietylko z Bożego daru, ale z wychowania, z wykształcenia, z uwielbienia dla mistrzów, z przebytych lat tragicznych w młodości.
Los ojczyzny męczeńskim szałem napełniał jego dusze.
Poetą był nie dla togo, aby z poezyi szukać chluby i sławy, aby promienieć jak inni, szukać oklasków i zdobywać laury — poetą był dla tego, że kim innym być nie mógł. Ten poetyczny dar duszy