Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

wiarą, z sercem rozgorzałem Staś szedł sobie drogą życia nieopatrzny, pewien że mu się nic złego trafić nie może.
Spotkał się z Cesią i po setny raz w życiu troszkę zakochał. Powróciwszy z przechadzki ostatniej błądził długo po Forum i spowiadał przed sobą.
Szczęściem, piątkowa procesja szła do Koloseum na litanję i nabożeństwo, Staś poszedł za nią i zakochał się razem w olbrzymiej ruinie, w krwawych wspomnieniach męczeństwa, w ślicznej dziewczynie czternastoletniej, brudnej ale cudnemi czarnemi oczyma wpatrującej się w pięknego młodzieńca... w lazurze nieba i gałązkach bluszczu z powiewem wiatru wieczornego kołyszących się nad pomarańczowemi kamieniami gmachu....
Powrócił z poematem do domu, w którego jednej ramie wprawdzie blado malowała się twarz Cesi, ale ona była tylko akcesoryjną jego ozdobą.
Całą noc spędził rymując, a nadedniem spalił co napisał i położył się śnić piękniejszy daleko poemat od wszystkich w życiu stworzonych....
Gdy się nazajutrz przebudził było około południa... bilecik hrabinej zapraszał go na zły obiad na godzinę trzecią.


Gdy poczciwy Tatko chodził usiłując w ludzi wmówić, że się wszyscy kochać powinni, tak czysto i bezinteresownie jak aniołowie w niebiosach, tłumacząc każdemu swą teorję najsłodszej miłości ducha; miłości