Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

platońskiej, Dantejskiej, chrześcijańskiej i t. p. po za nim ślad w ślad chodzili inni, niemniej za bardzo poczciwych uchodzący ludzie, których najmilszą zabawą było siać waśń, niezgodę, podejrzenia, nieufność i ziarno nienawiści. Czynili to z braku zajęcia, z teorji o niegodziwości człowieka, o niebezpieczeństwie ludzkich miłości i z przekonania, że pan Bóg woli być kochanym osobiście, niż w istotach na swój obraz stworzonych.
Do najczynniejszych siewaczy niezgody należała owa osóbka w wieku dobrze dojrzałym, gadatliwa, szczebiotliwa, mieszająca się do wszystkiego, niespokojna, złośliwa, która w towarzystwie poważnego, żółtego ojca duchownego przybyła na obiad. Była to poprostu stara panna żółciowa, bez stałego zajęcia, a więc czas zbywający od nabożeństwa obracająca na pożytek swych bliźnich. Czuwała ona nad moralnością publiczną, nad religijnością swych przyjaciół, znajomych, ziomków, czynnie się zajmowała zbawieniem dusz, nawracaniem zatwardziałych, namawianiem młodych panienek do klasztoru, zachęcaniem młodzieńców, którym się jeszcze wąsy nie wysypały, do ślubów zakonnych; zbieraniem składek i t. p. Ojciec duchowny, równie surowy jak ona, kierował jej sumieniem i odbierał zebrane składek owoce....
Panna ta była tak dobrze hrabianką jak inne, tego tytułu używające osoby, nosiła imie Doroty, była dosyć z siebie majętną i od lat już wielu mieszkała w Rzymie na dewocji.
Dla czego zachęcając innych do klasztoru, sama