Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

Ostrzegano zawczasu wszystkich mających stosunki ze staruszkiem, iż to jest marzyciel niebezpieczny, podejrzany o Towiańszczyznę, o illuminizm... o herezyę, a kto wie czy nawet nie inicyowany do jakiej loży masońskiej.
Tego rodzaju ludzie byli O. Polidorowi najnienawistniejsi; a Tatko naraził mu się parę razy w rozmowie ośmielając mieć swoje zdanie, popierane cytatami z Ewangelii.
O. Polydor ostro wytłumaczyć musiał staremu, że Ewangelia sama nic a nic nie znaczy bez komentaryusza, a słowa Chrystusowe wykładać ma prawo nie serce i rozum człowieczy, ale kościół.
Dla innych był szanowny kapłan wielce pobłażającym; dla gorliwych duchem, gorących, nieopatrznych a niebezpiecznych takich Tatków, nieubłaganym.
Hrabianka Dorota miała oddawna mieszkanie na Sixtynie, skromnych kilka pokojów na drugiem piętrze, w cichym domu, żadną wesołością światową nieskażonym. Mieszkali w nim ludzie poważni, na dole lichwiarz, człek surowej cnoty, tylko chciwy nieco; na pierwszem piętrze rodzina angielska, na trzeciem gospodarz, wdowiec, z gospodynią, wdową, kobietą niezmiernie pobożną i do kilku bractw należącą. Gdy sprawy ogólne kościoła wymagały tego, dawała czasem hrabianka herbaty, ale to tylko w razach nadzwyczajnych — zresztą żyła skromnie, oszczędzając grosz na założenie klasztoru, którego nadzwyczajna potrzeba okazywała się w jej rodzinnej okolicy. Pełno tam było panien majętnych i bez zajęcia, które gotowe były