Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

O. Polydor brew zmarszczył.
— Teraz gdy ta poczciwa święta nasza hrabina Giustiniani już mogła wydać córkę swą za p. Stanisława Leliwę, a była śliczna partja, bo Włoszka nie ma nic... on bogaty... panna Celina bałamuci poetę. Druga Fanny trzyma w oblężeniu hr. Lutyńskiego.... Słowem że ten dom akaparuje wszystkich, a że w nim pobożności i gorliwości nie ma najmniejszej, i daje ton, młodzież się gubi....
Ojciec westchnął.
— Ale to tak być nie może — odezwała się hrabianka — to skandal publiczny... potrzeba tam poprzestać bywać, niech kobiety nasze unikają tych pań... to je może nawrócić i upamiętać. Dla złych należy być surowym.
— Byłby to może środek niezły, rzekł duchowny, ale jakże tego dokonać?
Hrabianka się uśmiechnęła.
— Jeśli ma aprobatę waszą, mój ojcze, ja biorę na siebie wykonanie.
— Te panie mogą wyjechać z Rzymu, i skończy się na tém....
— Tak, ale moralna banicja pojedzie za niemi wszędzie... parę listów jej dokona. Będzie to kara słuszna, za lekceważenie wszystkich praw towarzyskich.
— I przepisów religijnych, dodał ojciec.
Wśród rozmowy uderzono w bramę dwakroć. Wiadomo, że w Rzymie, szczególniej na mniejszych uliczkach, domy są przez cały dzień pozamykane i