Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

klawisze ją parzyły, miejsce gorące jeszcze było jego bytnością ostatnią, niepokój budził się w niej niepojęty, łzy cisnęły choć spychane do powiek, dziwnem osłupieniem otwartych. Usiłowała się przemóc i nie mogła. Nazajutrz dopiero żal stał się lżejszy, potem została tęsknota tylko, potem... Ale nie łapmy ryb przed niewodem: przyjdzie nasz niewód na te tonie.
Sylwan gniewał się tylko na siebie, że, tak niezgrabnie wziąwszy się do romansu z panną Kurdeszanką, wszystkich oczy uderzył, rozśmieszył sobą, wywołał plotki i sprowadził na siebie wymówki. Skompromitowany powinien był zerwać wszystkie stosunki, ale miłość jego własna zbytecznie nad tem bolała. Porwać się, nic nie dokazać, a w dodatku ludziom być pośmiewiskiem! tego znieść nie mógł: młoda jego duma i wysokie pojęcie o swych przymiotach oburzały się na to. Chciał teraz pomścić się głośno, uwieść i porzucić; wolałby był, żeby go przeklinano, niż żeby z niego szydzono. Tak biedny miał przewróconą głowę, a serce zamarzłe!
Ale napróżno łamał sobie tę biedną głowę nad sposobami wyjścia zwycięskiego z tej matni, w którą się uwikłał; nie widział żadnego. Gniewał się i złościł. W takiej dyspozycji umysłu powracający przez Denderów z dalszej wycieczki hrabia Karol Walski go zastał.
Sylwan przyjął przyjaciela z radością, rozbawił się przy nim; a z polecenia wyraźnego matki, podprowadzając go do siostry, zatrzymując, łapiąc, gdy sam na sam wieczorem pozostali, zwierzył się doświadczeńszemu z całej swej przygody i dalszego jej toku bardzo szczerze, bo i wstydu, i gniewu, i chęci zemsty nie ukrył.
— Zamiast rady — rzekł Karol — powiem ci historyjkę nauczającą, tylko mi daj słowo, że jej powtarzać nie będziesz.
— Ale cóż znowu? myślisz, żem plotka?
— Słuchaj więc. Znam zbliska w moich stronach