Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

— Jakież z ciebie cielę! Daruj, hrabio, ale w pannie Strzembównie?!
— Może i cielę, ale stało się, jak ci mówię.
— Cóż tedy dalej? Bo to dla mnie żywa nauka.
— Dalej? Dalej po dwóch leciech odwiedzin powtarzanych i ściskających się coraz stosunków, gdym siły nie miał jej opuścić, ani w łeb sobie strzelić, hrabia Karol Walski, herbu Topor, ożeniłem się potajemnie z panną Strzembówną.
— Co ty mówisz! — zakrzyknął, porywając się, Sylwan. — Jakto? Tyś doprawdy żonaty?
— Jak mnie widzisz; a w dodatku szczęśliwy przez nią. Ale słuchaj końca. Ożenienie nie jest rzeczą tak łatwą i prostą, jak się niejednemu zapalonemu młodzikowi zdaje. Gdy rodzice mówią: wybieraj ze swego stanu, gdy cię rozsądkiem zimnym i nudnym kierują, nie są to słowa bez znaczenia i gderanie dumy lub uporu. Ożenienie łączy nas nie z jedną kobietą, ale z całą nową rodziną, z całym drugim, jeśli ona do drugiego należy, światem. Przez nią spokrewniasz się z ludźmi, z którymi żyć nie możesz. Tak i ze mną; jestem szczęśliwy z panną Strzembówną, ale Strzembowie! A! Strzembowie! Strzembięta! Strzemboszęta! Strzembów krewni i powinowaci, koligaci i familja: bo rodzaj Strzembów jest zawsze niesłychanie płodny i rozrodzony... Tu już sił i cierpliwości braknie!
— Prawisz mi rzeczy niepojęte i do wiary niepodobne, kochany Karolu! Byćże to może?
— Jest, jak ci mówię. Przypominam ci tylko nawiasowo, że krom nas dwóch nikt o tem nie wie; pamiętaj, że jeśli się wygadasz, śmiertelnie mi zaszkodzisz i śmiertelnie mnie obrazisz...
— Ale bądź spokojny, nigdym się jeszcze niechcący nie wygadał w życiu. Pozwól mi się trochę całej tej z Tysiąca nocy historji podziwie. Jakto? ty! ty! którego uważałem za mentora i mistrza, tak olbrzymie i heroiczne zrobić mogłeś głupstwo?
— A co więcej, przyznaję ci się do niego. Wła-