Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

po chwili — ojciec musiał sobie pomyśleć, dlaczego to robi.
— At, zamarzyło mu się! Panicz zwyczajnie nie wiedział, co powiedzieć, i udał, że mu się siwka podobała, że chce się potargować. Kto to tego nie rozumie! Stare figle! Ojciec zaraz bierze to za dobrą monetę i powiada mi, kiedy przyjechał do siwej, to mu tylko siwą pokażę. Gadajże z nim! Widział kto co podobnego?!
— A to może i dobrze, — odpowiedziała Frania — jeśli nie do nas, tylko do siwki przyjechał, pocóż ja mam wychodzić?
— Ale bo to nawet niegrzecznie! Kto to widział, jak chłopską narzeczoną, w komorze córkę chować!
— Ojciec tak chciał, cóż robić, Brzozosiu! Jużciż nie taję, żebym wołała wyjść i pogadać, i pośmiać się; ale z rotmistrzem, wiesz, po żołniersku, trzeba słuchać, co powie.
— Ej, to nam, kochanie, ale nie tobie! Ty go, jak zechcesz, na włosku prowadzisz. Ale rób sobie, co myślisz, ja cię nie chcę buntować. Choć to pewna, że nicby ci nie powiedział, choćbyś i wyszła.
— Ale mnie także, moja Brzozosiu, nie wypada się śpieszyć bardzo przeciwko niemu, kiedy nie do nas, tylko do siwki przyjechał.
— O, jużto wy z ojcem oboje ciągniecie coś bardzo mądrze! Ciągnijcie sobie, jak chcecie, ja się więcej do niczego nie mieszam. Pójdę tylko, zadysponuję i wyreguluję podwieczorek, i ręce umywam...
Jakoż, gderając jeszcze, wyszła Brzozosia.
W ganku siedział stary Kurdesz, doskonale udając, że się ani domyśla, poco pan hrabia przyjechał. Klacz stała wyprowadzona, a rozmowa toczyła się o koniach. Rotmistrz niesłychanie pokorny, grzeczny, przyjmował JW. grafiątko, nie wspominając nic o siebie, ani o córce nie mówiąc, tylko o koniu. Wynosił wysoce zalety rodu siwki, jej matki, babki, ojca i dziada, jej sióstr i braci, i cenę siwki podnosił do wysokości bajecznej.