Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

— Otóż to, ten gbur Hryć, istny Hryć, panie, był przyczyną jej śmierci. Nigdy na niego patrzeć nie mogę bez obrzydzenia, jak na zbójcę. Jeszczebym ją miał.
— A czterdzieści dukatów?
— A! JW. grafie, dla niegobym to uczynił pewnie, ale jeszcze żadna klacz z tego rodu za te pieniądze nie poszła; miałbym to sobie za grzech moją ulubioną oddać taniej od mniej pokaźnych sióstr i braci. Proszę spytać pana Powały, czy mi za siwą klacz w siedmiu latach, z białą nogą nawet, co już jest choć u siwej feler, nie zapłacił pięćdziesiąt dwa dukaty na Jurja w Ciunapowie na jarmarku.
— Przyznam się panu, że to mi się wydaje za drogo.
— No, a zatem do stajni!
— Pozwolisz mi pan namyśleć się dni kilka i rozkalkulować?
— Kilka dni? Czemuż nie! I owszem. A teraz, może co przekąsimy, proszę do chaty.
I, z ceremonją wiodąc naprzód gościa, wszedł rotmistrz do pierwszej izby, gdzie tylko Brzozosię z kluczami od szafy w kwaśnym humorze i stół już nakryty zastali. Sylwan, który się spodziewał Frani, doreszty się zachmurzył, nie postrzegłszy jej. Szlachcic był w wyśmienitym humorze, grzeczny aż do przesady, gadający do utrudzenia i zapraszający do jadła po staroświecku, to jest natrętnie.
Podwieczorek był zastawiony wielce przemyślnie. Brzozosia pojęła, że drugi raz dać tych samych potraw nie wypadało: zamiast kurcząt, wystąpiła z dzikiemi kaczkami na buraczkach i, zamiast pierogów ze śmietaną, dała kartofelki posypane zieloną cebulką i oblane masłem. Oprócz tego na staroświeckiej porcelanie zbieranej drużyny były różne przysmaczki, począwszy od młodej kukurydzy aż do starego piernika, a flasza opleśniałego węgrzyna towarzyszyła flaszce wódki starki, złocistej jak oliwa, i butlowi marcowego piwa.