Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

cieli, ale tymczasem, qui a terme, ne doit rien; a nim termina nadejdą, musimy zmienić ten stan rzeczy.
— Jakim sposobem? — spytał Sylwan.
Hrabia wstrzymał się w pośrodku pokoju i rozśmiał się z niewymownem szyderstwem.
— Trzeba, żebyś wiedział, kochany hrabio, że niema głupszych stworzeń nad ludzi.
Młody uśmiechnął się tylko: gotów był temu wierzyć, wyjmując tylko, jak zwykle, jednego siebie; bo do siebie nikt praw powszechnych nie zwykł stosować.
— Wszyscy przechodzą ciągle od największej nieufności do nieograniczonego zaufania, ze zwątpienia do ślepej wiary, jak istne dzieci; potrzeba tylko umieć nimi pokierować. — Kredyt mój w tej chwili zachwiany; niech tylko ja nie okażę przestrachu, niech wypłacę komu, niech potarguję, niby chcąc kupić, jaką wioseczkę, zobaczą, że się trzymam na nogach, że się nie proszę, nie kłaniam, nie padam: jutro mi płynąć będą szlacheckie pieniądze jak woda. Całą więc tajemnicą — ufność w sobie doostatka i odwaga.
— A dalej?
— Dalej? Manipulacja bardzo prosta, — mówił ojciec — pożyczam od jednego, oddaję drugiemu: proste działanie arytmetyczne; i tak ciągle. Udaję wielkiego spekulanta, mówię o ogromnych zyskach, trzymam się na nogach i kpię z głupców, co mi wierzą.
Czemuż opisać nie możemy miny, postawy i głosu, z jakim aksjoma wyrzeczone zostało! Hrabia istotnie był w tej chwili podziwienia godnym genjuszem.
— Wszystko to dobrze, — rzekł Sylwan — ale oczywiście potrzeba się nam będzie oszczędzać, potrzeba nowy jakiś plan życiu nakreślić.
— A to właśnie byłoby jak największe głupstwo! — żywo odparł stary mentor. — Owszem, przeciwnie, wystawa, przepych, to środki najlepsze. Kto mnie zobaczy nową karetą, świeżym paradnym jadącego cugiem, powie sobie zaraz: „Nie może to być ban-