Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

zresztą róbcie, co chcecie, róbcie, co się wam podoba. Ja się do niczego nie mieszam, bo co poradzę, to się wam nie podoba... Jak sobie chcecie...
I siadła na kuferku, ciężko wzdychając.
Tymczasem w pokoju stary rotmistrz bawił, jak mógł, dykteryjkami Sylwana, który nic już o swej klaczy nie mówiąc, spytał parę razy o pannę; za co odebrał tylko pokorne podziękowanie i kręcił się jak oparzony, nie widząc jej dotąd wchodzącej, jak się spodziewał.
Niełatwo im obu przyszło z sobą przebyć dobrą godzinę do podwieczorku; wówczas dopiero przyszła Frania z wesołością sobie właściwą i prostotą ujmującą spełniać obowiązek gospodyni.
Sylwan rzucił się do niej z wyraźnem nadskakiwaniem i grzecznością przesadną, na której widok szlachcic tylko wąsa pokręcał; Brzozowska uśmiechała się z radości. Nie przeszkadzał bynajmniej rotmistrz bliższemu poznajomieniu się młodych ludzi, ale miał ich na oku, a gdy podwieczorek sprzątniono, a Frania się wysunęła dość prędko, pozostawszy sam na sam z Sylwanem, poprawił białego codziennego paska, pomuskał czuprynę i, namyśliwszy się wprzódy, tak rzecz ze staroświecka rozpoczął:
— Wielki mi honor czynią odwiedziny JW. grafa, — rzekł poważnie — ale to nieszczęście, że między niższym a wyższym, zwłaszcza w takich kondycjach, w jakich my jesteśmy, kondycjach wieku, humoru, wychowania, ludzie różnie sądzić mogą o łaskawych względach JW. grafa dla mnie.
Sylwan tak się zmieszał na to dictum acerbum, że języka w gębie zapomniał i dał szlachcicowi ciągnąć dalej.
— JW. graf daruje staropolskiej otwartości, że się tak wyrażam bez ogródki: clara pacta, claros faciunt amicos, czy jak tam. Daruj, JW. grafie, ale mając jak ja jedynaczkę córkę, gdy kto młody w domu moim częściej gościć poczyna, muszę volens nolens penetrować jego intencje.