mojej i lekko, co się jej tyczy, co ją obchodzić może, brać nie umiem. Jestem uczciwym człowiekiem i nic, nawet wysokich zaszczytów i szczęścia, nie pragnę nabywać podejściem. Od niejakiego czasu syn JW. pana począł do domku mojego uczęszczać, tak że wątpliwości nie ulega, iż rzucił okiem na dziecko moje. Z obowiązku ojca, równie dla JW. pana jak dla siebie, widzę koniecznem o tem mu oznajmić. Nie zdaje mi się, byś JW. pan pozwolił na związek nierówny i nie pochlebiam sobie...
Tu hrabia przerwał mu wybuchem czułości, bo nie wiedział, co począć zażyty z mańki; a choć gniew uczuł okrutny, że mu przezorność szlachcica wszystkie pomieszała szyki, udał przejęcie i wdzięczność największą, a kręcił się jak w ukropie. Rad był, że dotąd o pieniądzach nie wspomniał i bał się, by do tego zkolei nie przyszło.
— Ale kochany rotmistrzu! — zawołał — dziękuję ci, dziękuję serdecznie, boć syn mój istotnie za młody i, bez obrazy twej, nie myślę, by chciał tak rychło świat sobie zawiązywać.
— Właśnie i ja tak sądziłem i dlatego proszę, byś go JW. pan perswazją ojcowską wstrzymał; może się zawiązać przyjaźń, może to być dla obojga powodem utrapienia, trzeba tego uniknąć. Moja rada, — dodał szlachcic — byś JW. pan wyprawił gdzie młodego, zapomniałby trochę.
Nie potrafimy opisać, jak dalece uczuł hrabia, że ktoś prostą, otwartą poczciwością zwyciężył jego tak przebiegle obrachowane zasadzki; ale musiał nadrobić miną i udawać wdzięcznego. Szlachcic zresztą nic nie wspomniał o swoim kapitale: to także poczynało w inny sposób niepokoić Denderę; grzeczny był, nadskakujący, słodki i kłamał o swych interesach, by je przy zdarzonej okoliczności w jak najświetniejszych barwach wystawić. Słowa jednak nie wyciągnął z rotmistrza, który w rzeczy pieniędzy uparcie milczał.
Nareszcie zniecierpliwiony hrabia, choć z niemałym strachem, musiał ten drażliwy przedmiot zaczepić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/165
Ta strona została skorygowana.