Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

Wacław się zarumienił. Strona ulubiona, pamiętna, kolebka jego młodości, nęciła go ku sobie, ale zarazem przypominała, czem był ten dom państwa Dębickich, i przykro ścisnęło mu się serce.
Państwo podsędkowie oboje odegrywali komedję dobrego tonu; dom ich, doskonale śmieszny i odstręczający, dla Wacława ostatni był, do któregoby się dostać, nawet nie mając kawałka chleba, pragnął. Dębicki niegdyś ekonomował, co najmniejsza; ale to był grubjanin, bez wychowania, chciwy, rozpanoszony kradzieżą; a że się już zmógł na dwie wioski, udawał podpanka, nabrał potężnego tonu i za pan brat chodził bodaj z książęty. Żona jego (dobrze dobrana para), krzykliwa baba, jak on skąpa, jak on kłótliwa, opryskliwa, sekutnica, poczynała także chorować na tony pańskie i dlatego chłopców swych przedewszystkiem uczyć chcieli francuszczyzny i fortepianu, angielskiego języka i czego tylko nie umieli sami. W sąsiedztwie powszechnie wyśmiewano się z Dębickich i brano ich na zęby, bo stroje ich, zaprzęgi, dom, meble, liberja, krygi, miny, pretensje, mowa były istotnie godną śmiechu karykaturą. Jejmość, ongi garderobiana w książęcym domu od lat dziecinnych, trochę liznąwszy francuszczyzny, paplała nią w najokropniejszy sposób i prawiła zupełnie serjo największe niedorzeczności; sam pan śmiało wspominał ojca swego starostę, dziada podkomorzego, choć wszyscy wiedzieli, że jeden był podstarościm, a drugi marszałkiem dworu.
Taki to dom otwierał się Wacławowi; ale gdy w każdym innym razie byłby propozycję odrzucił, teraz znużony jakąś tęsknotą, wyczerpnąwszy środki utrzymania, jakkolwiek czuł wielki wstręt do Kudrostawu i zawahał się, gdy mu o nim wspomniał Falankiewicz, wziął jednak rzecz do namyślenia.
Nazajutrz jeszcze niepewien. czy miejsce to przyjmie, naglony, postanowił pójść z Falankiewiczem do pani Dębickiej. Stała ona w zajezdnym domu na Cudnowskiej ulicy dosyć pokaźnie i wypakowywała swe