Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

Pokazała więc śmiało całą błyskotliwość żywego umysłu i szczebiotliwą łatwość rozmowy, na jaką naprędce zdobyć się mogła.
Hrabia z żoną szepnęli coś do siebie i Farurej, niby przypadkiem zostawiony na chwilę z Cesią, prowadził z nią dalej rozpoczęte dowcipkowanie.
Czemuż wam go odmalować nie umiem, gdy zmożony podagrycznem cierpieniem, z uśmiechem na ustach, grał tak doskonale zajęcie, żywość, wesołość wśród doskwierających mu męczarni; zwracał się, okręcał, wstawał, siadał, pracując na każdy ruch, ale na oko odbywając je lekko i łatwo. Chodziło mu bardzo o pokazanie, że jest w pełni sił i wieku.
Cesia w duszy umierała ze śmiechu, ale ten paryżanin przekwitły, tak dla niej grzeczny, tak nadskakujący, tak dobrego tonu, pomimo swej śmieszności, bardzo jej pochlebiał uwagą, jaką na nią zwracał ciągle; szydziła z niego, a była mu wdzięczna.
Hrabia umyślnie rozprawiał żywo z Cielęcewiczem, żeby nie zmuszać Farureja do odwrócenia się ku sobie; hrabina, trochę chmurna, wzruszała ramionami nieznacznie, a Sylwan, coś przyśpiewując pod nosem, chodził po salonie.
Wtem przybycie rotmistrza pomnożyło towarzystwo, a hrabina, która nie wiedziała, że był zaproszony, zdumiała się i, mimo potęgi, jaką miała nad sobą, trochę ust zagryzła, trochę się zarumieniła. Wnet jednak, uprzytomniając się, zawołała do niego z żartobliwym wyrzutem:
— To nie do darowania, żeby tak o nas zapomnieć!
Rotmistrz zupełnie zbił się z tonu, splątał i zabełkotał coś niezrozumiałego, ale go Sylwan porwał zaraz po przywitaniu i, potrzebując u niego pożyczyć pieniędzy, począł starannie miodem grzeczności smarować.