Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

rały altanki i ławki w osobliwszym guście. Salon z meblami Testorego i Bajera w każdym kącie inną miał fizjognomję; nie potrzebujemy mówić, że wszystko chodziło w kapkach i starannie oszczędzane, od gości się tylko demaskowało. Świecidełek i błyskotek nie żałowano, a przy każdej zręczności cena lada fraszki obić się musiała o uszy tych, których najmniej obchodziła; domowi, powtarzaniem nauczeni, wiedzieli najdokładniej, ile nawet tafelka w posadzce zapłacona była.
W takim to domu na pierwszą próbę skazany był Wacław, nie znalazłszy w nim żywej duszy, coby się z nim biedą tą podzielić chciała, coby uczuła jego cierpienie; owszem, wszyscy jeszcze zdawali mu się wymawiać jego „szczęście“.
Wacław, przywykły do znoszenia, spokojnie, z uśmiechem spełniał obowiązek i wypijał do dna gorycze tego kielicha służebnictwa. Po dwóch blisko miesiącach pobytu w Kudrostawie, na prośbę jego, chętnie mu dozwolono pojechać do Denderowa, a była to zręczność pochwalenia się końmi i powozem; dano mu cug gniady i kocz paradny, po tysiąckroć go przestrzegając, żeby nie powalał sukna i koni pędzić nie kazał, żeby się nie poupijali, żeby się co, uchowaj Boże! powozowi lub rumakom nie stało.
Nie bez jakiegoś uczucia przestrachu wyjechał Wacław do domu, w którym dzieciństwo i młodość przepędził; a obraz Cesi przelatywał przed łzawemi jego oczyma. Gdy ujrzał ogród, mury pałacu i miejsca, uświęcone długiem cierpieniem, marzeniem, latami nadziei i boleści, w których się jeszcze pieścił przyszłością, biedny sierota zapłakał potajemnie.
Hrabia przyjął go kwaśno i na wstępie zapytał:
— Cóż to? Słyszę, powróciłeś z Żytkowa i zakopałeś się na wsi? Do czego to prowadzi?
Wacław opowiedział mu całą historję pobytu swego w mieście i zwątpienie o przyszłości.
— Chcesz, żeby ci los przyniósł pieczone do ust gołąbki — ruszając ramionami, odparł Dendera. —