Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

Starzec to był z długą, siwą brodą, którego twarz okazywała, że przeżył na świecie lat około osiemdziesięciu; miała ona tę barwę mszystą, cechującą zżółkły pergamin i lice tych, co ukończywszy, rzec można, życie, dogorywają już tylko. Długi włos biały spadał mu na tył głowy, zostawiając odkrytą, połyskującą czaszkę i obnażone czoło; oczy były wpadłe i brwią siwą nawisłe, nos suchy, usta bezzębne i zaklęsłe; broda puszysta dopełniała obrazu tej zastanawiającej smutną powagą głowy. Przygarbiony, jakby go ciężar lat przełamał, szedł, spierając się na kiju. Ubiór miał prosty, wieśniaczy, ale czysty i coś mówiło w odzieży tej, że niezawsze ją nosił: krój siermięgi, chusta na szyi, czapka do odprawionego dworaka podobniejszym go czyniły.
I w mowie, acz prostej, odbijały się wyrazy niezwykłe ludowi, rzadsze i nie z wieśniaczego wzięte żywota.
— Mój paneczku, — rzekł, siadając pod drzewem, a ciągle się przypatrując pilnie w twarz Wacławowi — powiedzcie mi naprzód, jakżeście wy od hrabiego odeszli?
— Wiecie, — odpowiedział Wacław — że hrabia mnie wychował, wyuczył i, niech mu Bóg płaci, teraz o własnych siłach w świat puścił.
— I wy to, wy — ten Wacławek, co to się wychował u mnie na pasiece?
— Tak! tak, — rzekł smutnie młody człowiek — sierota nieznanej, ubogiej matki.
— A macież na piersiach jaki znaczek? jaki krzyżyk? medalik? — zapytał stary.
Wacław ze wzruszeniem dobył krzyżyka i pokazał go staremu.
— Tak! to on, to on! — zamruczał pasiecznik, trzęsąc się z radości i pośpiechu, chcąc mówić i myśli nie mogąc połapać. — Czekajcież, czekajcie, mam wam dużo powiedzieć!... Lecz naprzód o sobie, potem przyjdzie kolej i na was. Niedawnom przyszedł zdaleka, z Podola; prosiłem się, prosiłem długo, lat