szczęśliwa — mówił dalej pasiecznik — nareszcie Bogu ducha oddała jakoś uspokojona, a z rąk jej zaskrzepłych dziecinę płaczącą gwałtem odjąć musieliśmy. Moja stara wzięła ją i przeniosła do naszej chaty, a papiery schowaliśmy w ul pusty i zarzuciliśmy liściem suchym. Zaraz pobiegłem do dworu dać znać o śmierci biednej kobiety, a gdym hrabiemu powiedział, zbladł tylko, wydał dyspozycje do pogrzebu i, rzuciwszy mi parę rubli, dodał:
— Dziecko odnieść do dworu.
— Jasny panie, — rzekłem — ja nie mam dzieci; gdybyś JW. pan pozwolił nam tę sierotkę wychować sobie?
Pomyślał i rzekł:
— Do czasu, dobrze, potem może być inna dyspozycja; niech tymczasem będzie u was. A zostało się tam co rzeczy po tej żebraczce? — zapytał.
— Nie wiem, — rzekłem — oprócz podartego trochę odzienia.
Jakby mu coś nagle na myśl przyszło, wziął nagle kij do ręki, kapelusz i, milcząc, poszedł ze mną do pasieki. Tu przybywszy, nie chciał wejść do izby, w której leżała nieboszczka, ale kazał tylko poznosić jej rzeczy, odzienie, przejrzał sam, popytał, czyśmy jakich papierów nie widzieli i, nic nie znalazłszy, bom mu skłamać musiał, że w chorobie wszystko popaliła, odszedł do pałacu, mówiąc jakby do siebie, com ja dobrze słyszał. — Szalbierstwo było! — I ani okiem nie rzucił na dziecko.
Ty, kochany paneczku, zostałeś się przy nas, ale nie na długo. W szóstym roku już cię do dworu zabrali i to jakoś nagle, bo hrabia w wilję mi przyrzekł, że cię zostawi u mnie, a potem gdy jacyś sądowi zjechali i czegoś pytali o waszą matkę, kazał cię oddać do dworu.
— Gdzież są te papiery? Gdzie są te papiery? — niespokojnie spytał Wacław. — Czy masz je? Czy nie zginęły?
— Mam, mam — rzekł stary, oglądając się bacz-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/225
Ta strona została skorygowana.