wzdrygając się nad zbrodnią tego, którego wczoraj jeszcze swoim dobroczyńcą nazywał, i płacząc nad rodziców losem.
Oto słowa nieszczęśliwej matki, na łożu boleści, w przedśmiertnej chwili dla syna spisane:
„Co się z tobą stanie, dziecko moje, dziecko moje! A! potrzebuję w tej chwili ostatniej, gdy mnie rozpacz porywa, powtórzyć sobie to, o czem długo zapominałam, rachując tylko na ludzi: Jest Bóg! jest Bóg. O, jest Bóg i weźmie w opiekę swoją sierotę.
Nie żal mi świata, życia, niczego, niczego, ale ciebie, dziecię moje, tak rzucić całkiem sierotą, opuszczoną, kto wie, może prześladowaną! — O! chciałabym żyć jeszcze! żyć! Panie! Panie, daj mi życie lub jeśli za karę odmówisz prośbie, weźmijże Ty w opiekę niewinne dziecię moje. Chciałabym mu zostawić pamięć jego rodziców, ale czy te słowa dojdą kiedy do nieszczęśliwego, którego czeka poniewierka, ciemnota, służebnictwo! Za coś mnie tak ukarał, Boże, tak ciężko, tak srogo, tak okropnie!
Trzeba się zebrać na siły, trzeba łzy otrzeć kobiece, trzeba odwagi.
Któż wie, może te słowa, które kreślę ręką od goryczki drżącą, nie widząc ich za łzami; może też te słowa dojdą do dziecka mojego, wskażą mu, kim jest, gdzie ma szukać swej ojcowizny, na kim się pomścić opuszczenia, u kogo dopomnieć losu.
Urodziłam się i wychowałam w Paryżu. Ojciec mój był za cesarstwa jednym z najbogatszych spekulantów i bankierów stolicy. Ja i brat mój całą jego stanowiliśmy rodzinę. Matki nie znałam nigdy, bo nas odumarła w dzieciństwie, oddana na mamki wieś, potem na pensję w Paryżu, ledwie czasami widywałam ojca i dom rodzinny. Brat mój podobne także za domem odbierał wychowanie. Ojciec żył wielkim świecie swoich współbraci kupców pieniędzy, wśród zbytków, wśród wrzawy, wśród codziennych obaw i nadziei bursowej. Fortuna jego cała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/229
Ta strona została skorygowana.