Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/232

Ta strona została skorygowana.

ciec ledwie imię jego wiedział i nie wiem, czy go mógł w tłumie rozróżnić. Pułk, do którego Henryk należał, ciągle stał w Paryżu. Stosunki nasze codzień były ściślejsze i widywaliśmy się w kościele, w domu ojca, w domach, w których bywałam na zabawach, i wkrótce zbliżeni coraz bardziej, powiedzieliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Przyrzekłam być jego żoną. On mówił mi, że może pozyskać przebaczenie, pozwolenie powrotu do kraju i odebrać należny mu majątek. Rozpieszczone dziecię, widząc dotąd we wszystkiem ulegającego mi ojca, nie pojmowałam, by się mógł w czem woli mojej sprzeciwić, i jednego ranka poszłam mu wyznać wszystko. Słuchał mnie blady, przerażony, gniewny, zdziwiony, i, ledwiem skończyła, zadzwonił na sługi, zawołał moją towarzyszkę głosem, jakiego dotąd nie słyszałam, zapowiadając mi, że więcej go widzieć nie będę. Bóg mnie zapewne ukarał za nieposłuszeństwo ojcu — choć widział, jak posłuchać było ciężko! Nieprzywykła do rozkazów, oburzyłam się, oparłam i wręcz odpowiedziałam, że słuchać nie będę. Nie znałam go jeszcze.
Rozżarty na mnie, porwał się z wściekłością prawie i zawołał wielkim głosem, rozbijając kosztowne naczynie, które przy nim stało:
— Wiesz ty, co mówisz! Ja cię tak zgniotę i rozbiję, jak ten zlepek... ja nie rozumiem nieposłuszeństwa i sporu — ja chcę i tak być musi. Jestem ojcem dla dzieci, dla samowolnych i upartych potrafię być tyranem!
Więcej rozdrażniona niż przestraszona tym wybuchem, wyszłam z pokoju, oświadczając, że mnie zlęknąć nie potrafi.
Tegoż dnia, pomimo czujności otaczających, dałam znać Henrykowi o wszystkiem, zakazałam mu, żeby się nie pokazywał już u nas. Prosiłam, by wszystko przygotował do ślubu i przyrzekłam uciec dla niego z domu ojca. Nie wątpiłam, że on się póź-