Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

Dalszy rękopis wdowy tak był niewyraźnie, tak widocznie w gorączce pisany, tyle go razy łzy zmyły, a drżąca ręka zatarła, że Wacław tylko mógł go przeczytać sercem spragnionem macierzyństwa, odgadując więcej, niż rozumiejąc wyrazy dziwnie poplątane, świadczące, w jakich mękach, w jakiej rozpaczy umierała biedna kobieta.
Przejrzawszy, pożarłszy te papiery, czas jakiś pozostał pod wrażeniem okropnej powieści; plątało mu się w głowie, biło serce oburzone, myśl gorąca biegała od zamiarów zemsty do łez przebaczenia. Nie wiedział, co począć z sobą, gdzie i jak się obrócić, musiał szukać rady u obcych. Ale jakże ich uczynić powiernikami tej zbrodni? jak ojca Cecylji, stryja, wystawić na wstyd i hańbiącą karę, któreby ścigały występnego?
Cała noc przeszła mu we łzach, na modlitwie, w namysłach; a nazajutrz potrzeba było iść do nieubłaganych obowiązków.
Zrana, po chwilce spoczynku, przerywanego jakimś przestrachem, chłodniej zebrawszy myśli, poszedł naprzód uwolnić się u Dębickich od dalszego u nich pobytu. Napróżno chcieli go utrzymać wszelkiemi sposoby, wczorajsze z nim obejście biorąc za powód niespodzianego postanowienia: Wacław oświadczył im, że inne zupełnie przyczyny zmuszają go dom ich opuścić i w inny sposób pokierować swem życiem.
Z trochą pieniędzy, smutny ruszył w świat ubogim wozem chłopka, niespełna wiedząc dokąd i poco, lecz pragnąc wzgardę i sponiewieranie matki nielitościwemu zapłacić stryjowi, surowo zapytując go o rachunek czynności.


W okolicy Denderowa, przy małym parafjalnym kościółku w Smolewie, na samej granicy Polesia, mieszkał sławny z surowej cnoty, pobożności i chrześcijańskiego poświęcenia się pleban, ksiądz Warel. Nie-