młody to już był człowiek, zestarzał w boju ze światem, w praktyce cnót religijnych i społecznych, doradca nieszczęśliwych, lekarz ubogich, opiekun sierot, słowem, kapłan w całem znaczeniu tego wyrazu. Cnotę zasadniczą, na której spoczywają wszystkie inne, poświęcenie się, podniósł do najwyższego stopnia; dla Boga i ludzi zapomniał zupełnie o sobie. Poważny i smutny, jeśliby go co wewnątrz dręczyło, nielitościwy dla siebie, niezmordowany w pracy i jej wyszukiwaniu ksiądz Warel żył tylko ofiarą. Dziś, gdy duchowni często więcej są dla świata niż dla Boga i bliźnich; gdy stara pierwszych chrześcijan wiara a cnota stała się niepoścignionym ideałem; gdy zepsucie kazi czasem tych nawet, co, na świeczniku stojąc, przykładem drugim przyświecać powinni, ksiądz Warel był zjawiskiem niepospolitem.
Rzadcy są zawsze ludzie, co jak on, w sprawie z sobą samymi, w niczem nie pobłażają, nic przez pół nie robią, rzucając się przeciw ofiarom, cierpieniu, boleściom z gorącą żądzą, z zapałem, który niewielu pojmuje i ocenia. Wśród naszego zimnego, obojętnego społeczeństwa jakże zdumiewać musiał?!
Pochodził on ze szlacheckiej rodziny oddalonego kątka dawnej Polski i nikt nie wiedział powodów, dla których oblókł suknię duchowną; żywot jego tylko wnosić kazał, że prawdziwe wiodło go ku niej powołanie. Od dwudziestu już lat spełniał on obowiązki naprzód wikarego, potem plebana w Smolewie, a nikt powiedzieć nań nie mógł, żeby w czemkolwiek uchybił nawet największym wymaganiom swoich parafjan. Probostwo to było jednem z najuboższych, a razem najludniejszych: lasy bowiem, otaczające Smolew, kryły w sobie chaty tysiąca przeszło głów szlachty i budników katolików, należących do księdza Warela; z bogatszych dworów ledwie kilka przypisanych tu było.
Drewniany, pochyły, stary ten domek Boży, podpierany i przystrajany wedle możności, czarniawą wieżyczką swoją z maleńkim dzwonkiem wznosił się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/238
Ta strona została skorygowana.