Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/240

Ta strona została skorygowana.

gła. Rysy jego twarzy były piękne, postawa poważna, włos siwiejący już skroń okrywał; czynne życie wyrobiło w nim, mimo chudości niezmiernej, siłę potężną. Nic go, zdaje się, nie kosztowało znosić głód, słotę, zimno, pragnienie, bezsenność; jakgdyby duchem pobożności i ofiary podnosił się nad zwykłe warunki życia ludzkiego, nigdy się niczem pożyć nie dawał, zawsze był gotów do pracy, nie potrzebując spoczynku. Chwile wytchnienia spędzał na gorącej modlitwie: długie godziny widywano go leżącego krzyżem u ołtarza; późno w noc zastawali go ludzie modlącego się ze łzami w swojej izdebce; a gdy ubogi zapukał nad ranem, wzywając go o mil kilka do łoża chorego, na pogrzeb, zrywał się rzeźwy, zawsze gotowy na posługi, a nie słyszał nikt, by się na znużenie poskarżył. Prawdziwy sługa Chrystusów, dla braci wszystko, co miał, oddawał; miał niewiele, ale w ręku dobroczynnego drobny pieniążek, chleb suchy wielu nakarmić mogą. Więcej też on czynił, mając mało, niż wielu bogatych, bo oddawał wszystko i świadczył sercem razem i dłonią.
Z dziwną nieopatrznością a spuszczaniem się na wolę Boga nie zasposabiał nigdy swej śpiżarni ani domu, często nie było prawie co jeść; naówczas z radością szedł do drzwi sąsiedniego wieśniaka i prosił go w imię Boże o chleba kawałek, a każdy mu dawał ochotnie, z rozczuleniem, wiedząc, że jutro we dwójnasób u niego odbierze, chlebem i słowem.
Pomimo płochości naszego wieku i społeczeństwa, które rade śmieje się z tego, czego pojąć nie może, nikt nie ośmielił się jednak szydzić z tego człowieka, panującego wszystkim swoją prostotą ewangeliczną. Dla niego możny i ubogi, znaczący i nikczemny człowieczek, ostatni żebrak zupełnie byli równi; szanował ich jako ludzi, obrazy Boże, i bez ogródki mówił każdemu prawdę ojcowską, życzliwą, ale całą, a często przykrą. Słodziły ją tylko poczciwe usta, podając łagodnie jak lekarstwo na chorobę. Znając wysokość swego powołania, nie uniżał się przed nikim pomaza-