Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

a zwykła mu samowolność i lekceważenie wszystkich, które każde rozdrażnienie powiększało, niezmiernie się w nim wzmogły. Szedł zamyślony, gniewny, dumny, z brwią namarszczoną do swoich pokojów, nie racząc nawet spojrzeć na matkę i ojca, ani się do siostry odezwać, ani swych myśli z kimkolwiek podzielić. Dumał tylko o upadku majątku, znaczenia, nadziei swoich, z rozpaczą, na którą nie widział ratunku. Przywykły uważać los za sługę słuchającego skinienia, gniewał się, że mu wydzierał to, co, jak sądził, słusznie, koniecznie mu należało. Jedyną zbawczą deską w jego głowie było ożenienie; na niem gruntował rachuby przyszłości, zbogacenia nowego i podniesienia się: nie wątpił bowiem, że na pierwsze jego wejrzenie, na wyciągnienie ręki, rzucą się ku niemu tłumami dziedziczki miljonów.
Znalazłszy sobie tę pociechę i postanowiwszy udać się zaraz gdzie w obcą stronę (gdyż okolica nie była godna młodego hrabiego), uspokojony nieco, zapalił cygaro i położył się na kanapie z wice-hrabią Bragellone Dumasa.
W domu znowu zabierało się na nieporządek i rozprzężenie; popłoch, poprzedzający zwykle chwilę upadku, wszędzie czuć się dawał. Choroba hrabiego, uznanie synowca, uspokojonych czasowo, znowu poruszyły wierzycieli, sług i przyjaciół domu.


Wacław jechał do Smolewa i, ze łzami uściskawszy księdza Warela, opowiadał mu swoją przygodę.
— O! widzisz, że ci pan Bóg poszczęścił! — rzekł proboszcz. — Patrzajże, żeby ci twoje sieroctwo, opuszczenie, stan dawny były płodną na przyszłość nauką. Znasz cierpienie, boś cierpiał; wiesz, jak boli upokorzenie, osierocenie, nędza, służebnictwo; pomagaj drugim, a uczynkiem podziękujesz Bogu za to, coś z łaski jego niespodzianie otrzymał. Zresztą, jak wielu, co się modlą w cierpieniu, a zapominają o Bogu, gdy im dobrze, nie trać wiary: skarb to wielki.