Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

ła, potem rozradowała Brzozosię, która miała między innemi tę wadę, że się nudziła łatwo i potrzebowała nowości; przytem gdy się jeszcze dowiedziała, że to był hrabia i tego nazwiska co Sylwan, poczęła sobie powtarzać pocichu:
— Kabała! kabała! kto wie, co się to wyświęci, ona skłamać nie może!
Poczęła tedy zaraz wypytywać śpiesznie, jak Wacław wyglądał, ile miał lat, jakie oczy, włosy i t. d. Skutkiem tych badań było głębokie prorocze zamyślenie.
Oporządzono pokoik dla Wacława, a straż nad nim polecono naturalnie Brzozosi, która wzięła to na siebie z wielką radością; Frania tylko przez okno zobaczyła bladą twarz chorego, gdy wysiadał przed gankiem i wchodził do pokoiku, przytykającego do jej mieszkania.
Nie była to ciężka choroba; w początkach zaraz przerwała ją kuracja stosowna, pozostało osłabienie i ten stan przejścia, który dzieli zdrowie od cierpienia. Wacławowi tylko wychodzić i wyjeżdżać zakazano.
U łoża hrabiego zbierali się także zawołani medycy, głęboko rozmyślając nad przyczyną i nazwiskiem choroby, której causa proxima zakryta dla nich była. Każdy z tych panów, mając jakąś słabość faworytkę, którą wszędzie i we wszystkiem widział, symptomatów jej uporczywie szukał u hrabiego i znalezione po swojemu determinował. Każdy też stosowny sposób leczenia doradzał; lecz że pilniejsze środki zaradcze wskazywał sam rodzaj choroby, na nie się zgodzono bez wielkich sporów. Ze trzech przytomnych lekarzy, jak często bywa, ten, który mówił najgłośniej, rozprawiał najniedorzeczniej, ale zuchwale zagadywał swych współtowarzyszów i umiał swoją niewiadomość pokryć ładnie uszytą suknią szarlatanerji — otrzymał pierwszeństwo. Zasługa cicha, nie umiejąca mówić o sobie i za sobą, zawsze przyzostaje w cieniu: zarozumiałość idzie naprzód!